To był błąd...
Sobota, 9 kwietnia 2011
· Komentarze(2)
Pogoda była fatalna, by nie powiedzieć tragiczna. Przelotny deszcz, wiatr, ogólnie paskudnie. Ale ja nie potrafiłem siedzieć w domu, musiałem wyjść na rower. I tutaj popełniłem błąd.
Znowu wybrałem się tam gdzie wczoraj i przedwczoraj, ale z zamiarem wyjechania na Przełęcz Targanicką. Zaraz po wyjeździe wiedziałem, że chyba nic z tego. W dolinie Wielkiej Puszczy, z racji wąskiego przesmyku między górami wiatr wiał po prostu niewyobrażalnie silnie. I nie był to już wiatr tak jak w dniach poprzednich w plecy na podjeździe. Wiał z przodu, lekko z boku powodując, że utrzymanie stałej prędkości i prostego toru jazdy graniczyło z cudem. Powiedziałem sobie, że mocniej nacisnę, no to nacisnąłem i niestety padłem po 4 kilometrach śmiesznego podjazdu. Czułem się jakbym zaliczył co najmniej 30-to kilometrową górzystą pętlę, poczułem co to znaczy silny wiatr. Było za zimno na bluzę kolarską, musiałem ubrać kurtkę z jakiegoś badziewnego materiału, dzięki której byłem mokrzuteńki. Bynajmniej nie szło to w parze z komfortem termicznym, gdyż zwyczajnie było mi... zimno. Boję się, że ten wyjazd odbije mi się na zdrowiu, hehe :)
Nie będę przynudzał z fotami, bo niewiele zmieniło się w przeciągu dwóch dni :)
Ale jedną muszą dodać: jak wracałem, to wyszło słońce. Jednak tylko na chwilę, bo przegrało walkę z ciężkimi chmurami w oka mgnieniu...
Dystans zawiera jeszcze wyjazd do sklepu, bo się ketchup skończył :) Samej drogi do Wlk. Puszczy było z 8km w dwie strony...
Znowu wybrałem się tam gdzie wczoraj i przedwczoraj, ale z zamiarem wyjechania na Przełęcz Targanicką. Zaraz po wyjeździe wiedziałem, że chyba nic z tego. W dolinie Wielkiej Puszczy, z racji wąskiego przesmyku między górami wiatr wiał po prostu niewyobrażalnie silnie. I nie był to już wiatr tak jak w dniach poprzednich w plecy na podjeździe. Wiał z przodu, lekko z boku powodując, że utrzymanie stałej prędkości i prostego toru jazdy graniczyło z cudem. Powiedziałem sobie, że mocniej nacisnę, no to nacisnąłem i niestety padłem po 4 kilometrach śmiesznego podjazdu. Czułem się jakbym zaliczył co najmniej 30-to kilometrową górzystą pętlę, poczułem co to znaczy silny wiatr. Było za zimno na bluzę kolarską, musiałem ubrać kurtkę z jakiegoś badziewnego materiału, dzięki której byłem mokrzuteńki. Bynajmniej nie szło to w parze z komfortem termicznym, gdyż zwyczajnie było mi... zimno. Boję się, że ten wyjazd odbije mi się na zdrowiu, hehe :)
Nie będę przynudzał z fotami, bo niewiele zmieniło się w przeciągu dwóch dni :)
Ale jedną muszą dodać: jak wracałem, to wyszło słońce. Jednak tylko na chwilę, bo przegrało walkę z ciężkimi chmurami w oka mgnieniu...
Dystans zawiera jeszcze wyjazd do sklepu, bo się ketchup skończył :) Samej drogi do Wlk. Puszczy było z 8km w dwie strony...